Street Burger
Latest Reviews
-
Genialne frytki. Załatwiając coś w urzędzie na Zapolskiej, dotknął nas głód, idąc wzdłuż Bogusławskiego weszliśmy do małej knajpki z burgerami. Bardzo…
-
Monstrualnie wielki burger. Street Burger to kolejny punkt na mapie wrocławskich burgerowni, zlokalizowany pod nasypem kolejowym. Lokal jest nieduży, …
-
Jest dobrze. Niepozorny lokal pod nasypem zaskakuje pozytywnie. W środku nowocześnie, bardzo sympatyczna obsługa. Menu to kilka rodzajów burgerów, kan…
About
Street Burger is open for Quick Bites and Bar. Street Burger serves American and Burger dishes. Incorrect or missing information? Make a report, or claim the restaurant if you own it!Details
Feature List
outdoor seatingpet friendlyReviews
Leave a Review
You must be logged in to post a comment.
5 Reviews on “Street Burger”
Genialne frytki. Załatwiając coś w urzędzie na Zapolskiej, dotknął nas głód, idąc wzdłuż Bogusławskiego weszliśmy do małej knajpki z burgerami. Bardzo dobrym pomysłem jest możliwość zamówienia burgera bez bułki za to z frytkami.Zamówiłam cheeseburgera, mój towarzysz burgera XXL z kozim serem i buraczkami. Dostaliśmy spore papierowe talerze, z kotletem, porcją frytek, surówka z kapusty i druga pomidorów z sosem. W ogóle sosy w Street Burgerze robią na miejscu i są bardzo dobre, zwłaszcza winegret do pomidorów i ciemny, lekko słodki sos do wołowiny. Przejdźmy do mięsa: burger idealnie wysmażony i doprawiony, soczysty i różowy w środku. Klasa sama w sobie.Na ogół nie jadam frytek, ale tamtejsze są warte grzechu. Lekko rumiane, miękkie w środku i ten smak. Poezja. Bardzo miły Pan z obsługi zdradził sekret, że to frytki belgijskie smażone na specjalnym oleju z odpowiedniej odmiany ziemniaków.Do picia oprócz wody, soków i koli można wybrać butelkowana lemoniadę. Wrócę do Street burgera na pewno nie raz. Na genialne frytki przede wszystkim, ale i na kolejne burgery, w menu był jeszcze chickenburger, fishburger i kotlety wegetariańskie.Burgerowni we Wrocławiu jest coraz więcej, Street Burger na tle konkurencji oceniam bardzo wysoko.
Monstrualnie wielki burger. Street Burger to kolejny punkt na mapie wrocławskich burgerowni, zlokalizowany pod nasypem kolejowym. Lokal jest nieduży, w środku można znaleźć miejsce dla 15-20 osób. W środku urządzony jest nowocześnie: na ścianach znajdują się miejskie malunki, a menu rozpisane jest na tablicowej ścianie. W menu znajdziemy klasyczne burgerowe pozycje, nad którymi nie ma się co rozpisywać. Warto jednak zwrócić uwagę, że do picia możemy zamówić cydr lub dobre, lokalne piwo. Zamówiłem burgera XXL z bekonem w cenie 22 zł. To co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Burger jest po prostu gigantyczny! Nie wyobrażam sobie jak mogłaby sobie z nim poradzić np. kobieta o małych dłoniach, po prostu monstrum. Można by co prawda próbować walczyć ze sztućcami, ale dodają plastikowe, więc niewiele dadzą. To tak jakby chcieć zatłuc smoka grabkami – no nie to narzędzie. 😉 Gdyby 1000 atletów z wiersza Tuwima zjadło 1000 tych burgerów, to chyba ruszyliby tę lokomotywę jednak. W smaku naprawdę rewelacja. Pierwszej jakości kotlet, chrupiąca, ale nie napompowana bułka, świeże warzywa, chrupiący delikatnie boczek. Na minus na pewno można zaliczyć sosy chyba z tubki. Ich smak nasuwa wspomnienia hamburgerów z lat 90′, tutaj na pewno jest nad czym pracować. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony wizytą w Street Burgerze, na pewno tu wrócę. Polecam, zwłaszcza na wilczy apetyt.
Jest dobrze. Niepozorny lokal pod nasypem zaskakuje pozytywnie. W środku nowocześnie, bardzo sympatyczna obsługa. Menu to kilka rodzajów burgerów, kanapki, frytki, coś do picia, w tym piwo i cydr. Zamówiłam Street Burgera z (oprócz wołowiny, sera żółtego, warzywa i sosów) gorgonzolą i suszonymi pomidorami. Ser w Street Burgerze można sobie wybrać, oprócz gorgonzoli, jest jeszcze kozi i camembert. Wołowina super, jedna z najlepszych jaką jadłam w burgerach. Połączenie gorgonzoli i suszonych pomidorów to strzał w dziesiątkę. Buła chrupiąca. Nic dodać, nic ująć. Można zamówić każdego burgera w wersji XXL, ale zjedzenie go, to już jest naprawdę wyczyn. Moi towarzysze wzięli burgera z oscypkiem i boczkiem i również byli zachwyceni. Jedyny mankament to surówka podawana do burgera – zwykła kapusta, wyglądała bardzo nieatrakcyjnie. Spokojnie można ją pominąć. Ceny super, dużo niższe niż w innych burgerowniach, szczególnie tych przy rynku, a jakość i smak dużo lepsze. Nasyp ma nowy fajny lokal, ja na pewno tam jeszcze wrócę. 🙂
„Pod nasypem” to miejsce wypełnione knajpami, kilkoma sexshopami i jednym sklepem nocnym. Wśród tej serii knajp kryje się maleńka burgerownia Street Burger Focaccia. Jak się prezentują nasypowe burgery? Przekonajcie się niżej.AkcjaLechu: Będzie recenzja na dwa głosy. Na wstępie nie obyło się bez problemów, które były spowodowane naszym brakiem czytania ze zrozumieniem. Street Burger na Bogusławskiego to nie Street Burger na Ruskiej. Julian wam wyjaśni resztę.Julian: Pojawił się GroupOn i szkoda było nie wykorzystać. A na miejscu okazało się, że dwójka znajomych prowadzi dwa Street Burgery z identycznym menu, ale tylko jeden z nich wpadł na pomysł kuponów grouponowych. Zatem spodziewajcie się w ciągu miesiąca porównania obu burgerowni: sprawdzimy czy tylko menu jest to samo, czy może i smaki podobne chociaż.Czas i miejsce akcjiLechu i Julian: Chyba każdy, kto studiuje czy mieszka we Wrocławiu zna to miejsce – „pod nasypem”. Niejeden raz było nam dane dzielnie walczyć o to, kto pozostanie ostatni, niejeden raz byliśmy w tym miejscu bardzo, ale to bardzo ciężko zmęczeni. W piątek czy sobotę wieczorem trudno tam znaleźć wolne miejsca (chyba, że w tych najmniej prestiżowych lokalach, których wystrój pamięta wczesne lata 90.). Wybraliśmy się pod nasyp w niedzielę, po sobocie spędzonej również na miejscu dwa lokale dalej. Było nas czworo: Ja, Julian, Madzia i Cody (dla niewtajemniczonych, mały pies przypominający bardziej szczura).First ImpressionLechu: Street Burger, co zaznaczyć należy na wstępie to Street Burger, a nie Restaurant Chic Cornée – oznacza to, że oczekiwanie tam pięknego wystroju byłoby co najmniej tak niemądre jak oczekiwanie od Juliana ciekawych i inspirujących tekstów. Wystrój lokalu jest więc prosty, miejski, nieskomplikowany, niewysilony. Na ścianie widnieją malowidła, które mają przywodzić na myśl graffiti, po środku sali stoi kubeł, do którego można wrzucić papierowy talerz po burgerze. Szczególnie ciekawe dla mnie było to, że na każdym stoliku znajdowały się serwetki w podajniku i sztućce (swoją drogą mało przydatne).Julian: Pierwsze, co rzuca się w oczy, to przestrzeń. Street Burger jest miejscem maleńkim, gdzie udało się wygospodarować przestrzeń, która pomieści maksymalnie 18 siedzących osób. Zważywszy na wielkość lokalu, to naprawdę dużo. Nie ma tu niepotrzebnych dekoracji, gadżetów – jest ładna grafika na ścianie, mająca kojarzyć się ze Stanami Zjednoczonymi i tyle. Do Street Burgera idzie się jeść, a nie podziwiać ściany.ObsługaLechu i Julian: Wszyscy (a już szczególnie Cody) byliśmy bardzo miło zaskoczeni tym, że zaraz po wejściu do lokalu Cody dostał miskę z wodą. Właściciel nie potraktował nas jak niestety wciąż często się zdarza i nie kazał nam opuścić lokalu, lub co gorsza, zostawić go na dworze. Na całe szczęście trafiliśmy na właściciela i wiem jedno: Ten facet potrafi obsługiwać klientów! Wie, że spełnianie małych próśb przynosi duże korzyści. Zwyczajnie rozumie, na czym to polega – bo nie tylko na jedzeniu. Miłe jest także to, że przy każdym stoliku znajduje się gniazdko i można podładować zdechły od robienia zdjęć telefon. Oczywiście nie zawsze trafi się na Szefa, więc nie zawsze będziemy uraczeni królewską obsługą. Pan przygotowujący nasze burgery ponoć się jeszcze douczał, tym bardziej zrozumiałe było, że mógł być zestresowany, czując na sobie wzrok pracodawcy. Zachował się jednak poprawnie, nie był upierdliwy, ani zbytnio gadatliwy. Po prostu był.Kulinaria:Lechu: Jeśli chodzi o jedzenie nie można bawić się w nauki ścisłe, jedzenie to sztuka – a zrobienie dobrego burgera nie wszystkim wychodzi, tak jak nie każdy może być Donatello (Jedyne, co ja rzeźbię, to kulki ze śniegu). Kiedy otrzymałem swojego ogromnego burgera, nie był on specjalnie urodziwy – niestety burgery nie są piękne – był wielkim, grubym, tłustym, pełnym mięsa zatrzymywaczem serc. Czy burgery mają jakiś związek z miłością? Nie znam się na miłości, słaby ze mnie romantyk, lecz kiedy wtopiłem w niego zęby. Kiedy rozpłynął się w moich ustach – o tak rozpłynął się w nich! Moje oczy zamknęły się, ciało ogarnęła potężna fala przyjemności. (Julian: niestety, siedzenie obok Lecha w tej chwili nie było najmilszym przeżyciem) Idealnie wysmażona wołowina była jak Canon in D Pachelbela. Z grubego i zarośniętego chama stałem się łagodnym człowiekiem biegającym po zielonym polu w uczuciu radości. Nie wiem jak nam czas upłynął tak szybko, ale doszedłem do momentu, kiedy mój brzuch nie mógł już więcej w sobie pomieścić, a ja wciąż rozkoszowałem się tym smakiem, który został mi w ustach. Polecam, to za mało powiedziane. Wy musicie tam iść, wtopić w niego swoje zęby, zamknąć oczy i czuć tę pierwotną radość, pierwotną jak miłość… Ach! Do tego frytki – po prostu frytki. Szanowny Panie właścicielu, jak będziecie mieć tak smaczne burgery to ja będę tam stałym gościem. Dziękuję!Julian: Jako, że Lechu wyślinił już większość tekstu, a ja nie chcę się powtarzać, postaram się być konkretny. Mamy dwa rodzaje bułek do wyboru i nie czuć, by były sztucznie „pompowane”, dzięki czemu nie najadamy się pieczywem. Kombinacje burgerów klasyczne, ale świetne. Wziąłem tatraburgera, czyli wołowinę, bekon i oscypek z grilla (poza warzywami), a rozpływający się Lechu klasycznie cheeseburgera (cennik i menu załączamy na zdjęciu). Oba były znakomite, a mięso wołowe odpowiednio wypieczone (na różowo, choć tu obsługa nie wykazała się, nie pytając o stopień wysmażenia), co było czuć w ustach, konsystencji ale i nosem, gdyż nawet zapach burgera był niezwykle zachęcający. Choć zrozumiem, jak ktoś będzie narzekać na nadmiar sosów, lub przypraw, albo brak burgerów z marchewką. Dla mnie klasyka jest kluczem do sukcesu – czasem lepiej mieć krótkie menu, ale dobrze wszystko w jego ramach przyrządzać. I tak było w tym wypadku.W menu mamy burgery wegetariańskie (choć burger bez mięsa, to jak alkohol bez procentów) i towerburgera, który zapowiada się gigantycznie, ale nie ryzykowaliśmy zawału tym razem. Frytki „domowe”, ale nie widzę sensu brania ich do dużego burgera – i tak ich nie zmieścicie, a zepsują wam tylko smak. W smaku okej, nie przesolone, ani nie przesmażone – miękkie i w smaku świeże (choć z lodówy). Do każdego burgera serwowana jest mała sałatka, miły to akcent, ale – nie oszukujmy się – to po mięcho się idzie do burgerowni.Podsumowanie:Julian: Dobra, choć maleńka burgerownia. Porcje syte, cena w normie. Tylko pamiętajmy – do Street Burgera idzie się jeść, a nie rozsiadać się w kanapach, czy też rozkoszować się wystrojem wnętrz. Wpadamy, szamamy, znikamy. A my z Leszkiem – polecamy.Julian i LechuPLUSY:- znakomity burger- dobre, „domowe” fryty- niezła cena- fajny, minimalistyczny wystrój- kontakty pod każdym stolikiem- akceptacja psiaków- świetna lokalizacja – blisko rynku, dworca i właściwie każdej części miastaMINUSY:- w miejscu jest trochę duszno, szczególnie, gdy jest trochę więcej klientów- nie obraziłbym się na większy wybór piwek
Można, tylko po co?Mięso takie sobie, bułka taka sobie, za to sałaty nie pożałowali. Połowę wyjęłam, bo się zjeść nie dało.Zamiast colesława zaserwowali całkiem smaczną surówkę z kapusty, szkoda, że do burgera, a nie pn. do ryby.Coż mogę dodać, drogo nie jest, jeśli chodzi o jedzenie to tragedii nie ma, wiec naj nie ma się wyjścia to można. Tylko po co?