Wilczy Głód
Latest Reviews
-
Gdy nadarzyła się ostatnio okazja by zorganizować imprezę rodzinną na 25 osób zaproponowałam Wilczy Głód. Muszę przyznać, że skusiła mnie apetyczna of…
-
Pewnego dnia wraz za znajomą wybrałyśmy się na lunch do Wilczego Głodu. Lokal zachęca nazwą i miałyśmy nadzieję, że poskromimy nasz zwierzęcy apetyt. …
-
Bardzo fajna i smaczna opcja lanczowa w tej części Warszawy. Nie mogę jednak odżałować, że wlaściciele ograniczyli się tylko do tego. Kiedyś to była b…
About
Wilczy Gd is open for Casual Dining. Wilczy Gd serves Mediterranean and International dishes. Incorrect or missing information? Make a report, or claim the restaurant if you own it!Details
Feature List
takeaway availablepet friendlyindoor seatingwifiReviews
Leave a Review
You must be logged in to post a comment.
3 Reviews on “Wilczy Głód”
Gdy nadarzyła się ostatnio okazja by zorganizować imprezę rodzinną na 25 osób zaproponowałam Wilczy Głód. Muszę przyznać, że skusiła mnie apetyczna oferta w atrakcyjnej cenie, możliwość przyniesienia własnego alkoholu i tortu (od konkretnej kwoty) oraz dobre opinie w internecie.Lokal na zdjęciach również prezentował się ciekawie. Gdy nadszedł już dzień imprezy wystrój zniknął pośród wielu kolorowych gości za to niestety od razu uderzyła nas duchota. Restauracja z tego co wiem jest nastawiona na większe imprezy zamknięte, tym trudniej zrozumieć mi brak klimatyzacji, który w letni dzień dawał się bardzo we znaki. To pierwszy punkt, w który Wilczy Głód powinien zainwestować.Przystawki na stole wyglądały bardzo zachęcająco. Ciekawą opcją jest wybór zestawu przystawek azjatyckich lub polskich (choć również z nutką eksperymentu). Choć nic nie zachwyciło mnie szczególnie to jednak muszę przyznać, że wszystko było smaczne. Zaskakująco dobrze zrobione były mięsa, szczególnie boczek. Bardzo trafiona była sałatka z burakami, orzechami i pomarańczą. Nie zawiodły również śledzie w sosie curry oraz z suszoną śliwką. Klasyki typu jajka lub sałatka warzywna mnie nie zainteresowały, ale na pewno przypadły do gustu osobom starszym.Przyszedł czas na 2 dania na ciepło. Na początek okazać muszę nieco zdziwienia gdyż zarówno ja, jak i parę zapytanych przeze mnie osób z imprezy, spodziewało się podania tych dań do stołu w odpowiedniej porze – trochę na modłę weselną. Tymczasem potrawy stały ukryte gdzieś z boku w bemarach co być może było wygodne jeśli różne osoby chciały jeść w różnej porze, ale jednocześnie ujmowało tej kolacji nieco wyjątkowości, a jedzeniu świeżości wykonania.Pierwsze z dań wybranych przez jubilatkę to bardzo polecana przez obsługę i menedżera restauracji wołowina w sosie czekoladowym. Brzmi intrygująco. Spodziewałam się więc rozkoszy podniebienia niczym meksykański sos mole poblano lub wołowina w czekoladzie, jaką miałam kiedyś okazję spróbować w Sueno Tapas Bar. Niestety kucharzom zabrakło odwagi w dozowaniu czekolady i nie czuć jej było prawie wcale. Szczęśliwie wołowina była soczysta i miękka.Strzałem w dziesiątkę okazała się za to karkówka w sosie porowym. Sos był gęsty, bardzo aromatyczny, świetnie doprawiony. Mięso nie za twarde, sos idealnie komponował się również z dostępną jako dodatek kaszą. Szkoda, że nie zdążyłam zjeść dokładki!Obsługa była sympatyczna, zjedzone przystawki były dokładane, nie było również problemu by starsi zrobili sobie w restauracji dancing, mimo że parkiet znajdował się piętro niżej 😉 To wszystko sprawiło, że goście wyszli chyba zadowoleni, a już na pewno w zabawowym nastroju. Mimo niedociągnięć myślę, że restauracja ma dobrą ofertę w stosunku do ceny. A na klimatyzację cierpliwie czekam.
Pewnego dnia wraz za znajomą wybrałyśmy się na lunch do Wilczego Głodu. Lokal zachęca nazwą i miałyśmy nadzieję, że poskromimy nasz zwierzęcy apetyt. Na pierwsze danie zjadłyśmy krem z pietruszki i gruszką. Było to ciekawe połączenie, które mi podpasywało. Na drugie koleżanka wybrała zestaw wegetariański czyli potrawkę z kaszy jaglanej i porów oraz jajka sadzone. Koleżance smakowało, jednak dla mnie kasza była trochę bezpłciowa. Moim daniem była smażona limanda wraz z cytrynowym hummusem. W cenie był bar sałatkowy, który jak się okazało świecił pustakami. Fartem trafiłyśmy na resztki. A to dziwne bo pora lunchowa trwała jeszcze przez dobre półtorej godziny. Samo podanie dania przypominało jak ze stołówki szkolnej. Osobiście limanda sama w sobie zła nie była, jednak osobiście nie preferuję panierowanych ryb. Smakowała jak każda inna smażona ryba, a szkoda. Do hummusu nie mam zastrzeżeń. Niestety ale nie ujął mnie Wilczy Głód. Jedzenie przeciętne, wizualizacja słaba, minus za brak sałatki. W okolicy jest mnóstwo knajp z lunchami w podobnej cenie i o wiele smaczniejszych. Niestety ale raczej była to moja ostatnia wizyta.
Bardzo fajna i smaczna opcja lanczowa w tej części Warszawy. Nie mogę jednak odżałować, że wlaściciele ograniczyli się tylko do tego. Kiedyś to była bardzo sympatyczna knajpka, gdzie można było posiedzieć wieczorem, z ciekawą, sezonową kuchnią (przy pierwszej wizycie kosztowałam barszczu śledziowego, mmm). Potem dryfowała w stronę burgerów, następnie skręciła w stronę chińskiego fusion, a teraz zamyka się o 16 (tak mnie poinformował kelner) i skupia się tylko na lanczach. A szkoda, bo kucharz ma smak, pomysły i odwagę.